WINGS - ROZDZIAŁ 1


Mała dziewczynka w dwóch warkoczykach przylgnęła mocno do ściany, pozostając zupełnie niezauważona w cieniu marmurowego posągu. Próbowała niesłyszalnie zdmuchnąć z twarzy niesforne kosmyki włosów, które wysunęły się z upięcia. Małe rączki kurczowo zaciskała na ciężkiej, czerwonej kotarze. Jej oddech był nierównomierny, zdradzał jej zdenerwowanie tak samo, jak pot spływający z czoła po delikatnej, mlecznej skórze szyi. Mimo tego nie ruszała się z miejsca, a jej czarne, ciekawskie oczy uważnie przyglądały się dwóm męskim sylwetkom.

Wiedziała, że nie powinna znajdować się w tym miejscu. Szczególnie teraz, kiedy wszyscy uciekali z budynku. Jednak nawet w tak niebezpiecznych okolicznościach nie mogła go opuścić. Nie, kiedy wiedziała, że jest w tarapatach. Nie, kiedy wiedziała, że tylko ona mogła go uratować.

Siwowłosy mężczyzna siedzący za mahoniowym biurkiem uważnie przyglądał się czarnej zakapturzonej postaci. Spokojnie czekał na rozwój akcji, kiedy nagle ciemna sylwetka uniosła dłoń i mocno spoliczkowała starca, tym samym strącając okrągłe okulary, które upadły wprost pod jej stopy. Czarne smukłe palce przejechały powoli o linii szczęki, ponownie odwracając głowę brodatego mężczyzny ku sobie. Czekał na jakiś znak, znak strachu, przerażenia, smutku bólu. Czegokolwiek, bowiem żywił się negatywnymi emocjami, czerpał radość z zadawania ataków fizycznych, jak i psychicznych. Jednak po ponownym otaksowaniu jego twarzy niczego nie ujrzał. Zero jakichkolwiek zmian. Twarz siwowłosego ciągle miała kamienny wyraz, nie zmieniła się niczym oprócz cienkiej stróżki krwi wydobywającej się z kącika ust.

Dziewczynka, widząc to, jedną ręką zakryła sobie usta, aby stłumić cichutki krzyk. Nie mogła na to pozwolić, jednak musiała poczekać na odpowiedni moment. Mimo iż nie widziała twarzy skrytej pod ogromnym kapturem, to wiedziała, że osoba, która się pod nim chowa, jest przesiąknięta złem. Uczono ją o takich istotach, o postaciach skąpanych w mroku, bojących się światła. Były one przedstawicielami nieczystych mocy. Nie mogła jednak sobie przypomnieć tak wyglądającego stworzenia. Nie ważne ile razy przeszukiwała swoją pamięć w poszukiwaniu czegoś podobnego, nie mogła nic znaleźć.

Zakryty byt odsunął się od starca i odkręcił się tyłem, aby podejść do ogromnego okna. Za nim sunęła się jego ciemna, długa szata, z której iskrzyły się czarne światełka przypominające brudny ogień. Pas zawieszony na jego biodrach zrobiony z małych podobizn ludzkich czaszek lekko odsunął się na prawą stronę.

– Gdzie ono jest? – ciężki, zimny ton nieprzypominający ludzkiego głosu uniósł się w pomieszczeniu, docierając do każdego zakamarka.

– Nigdy tego nie dostaniesz. – starzec wysyczał, nadal nie zmieniając swojej mimiki. Jego głos niczym nie przypominał pierwszego. Mimo wściekłości, jaką był nasączony, był o wiele cieplejszy, nie przypominał chłodnego skrzeku.

– Jesteś w błędzie staruchu. Twoja era minęła. Teraz nastał mój czas. Czas mroku. – wraz z zakończeniem tego zdania wszystkie książki ze stojących po jego prawej stronie regałów pospadały na podłogę. Ich zgięte strony wraz z ciężkimi skórzanymi okładkami zaczęły się palić. Natomiast po uniesieniu drugiej ręki z lewej ściany gabinetu zaczęły spadać obramowane szkice i mapy. W pomieszczeniu zapanował chaos, wszystko ulegało niszczeniu, jednak obie postacie nadal stały w tych samych pozycjach, zupełnie jakby to ich nie dotyczyło.

Nagle postać zamachnęła się do tyłu, celując swym zimnym płomieniem w stronę siwowłosego. Ten przyjmując atak, cofnął się o krok. Kolejny zamach i kolejne uderzenie, kolejny krok. Za każdym razem atak przypominał chłostanie biczem.

Dziecko przyglądające się temu nie mogło już powstrzymywać spływających potoków łez. Teraz nadszedł ten moment. Dziewczynka wyskoczyła między nich ze skierowanymi dłońmi na wprost potwora.

– Co ty tu robisz?! – mężczyzna trzymający się za zakrwawione ramie krzyknął w jej kierunku. Ona musiała mu pomóc, do tego przecież została stworzona, tyle lat uczyła się o swoim przeznaczeniu i mimo iż nie skończyła jeszcze wszystkich szkoleń, to z dnia na dzień była coraz potężniejsza.

– A więc tu to ukryłeś. Sprytnie. – spojrzała mu prosto na twarz, a raczej miejsce, gdzie powinna się ona znajdować, bowiem zamiast ludzkiego oblicza ujrzała otchłań, pustkę, z której wydobywał się głos. Sparaliżowana strachem nie potrafiła nic zrobić, nie była przygotowana na coś takiego.

Niespodziewanie starszy mężczyzna przeskoczył masywne biurko i stając między nimi, przygarnął do swojej klatki piersiowej dziecko, zaś prawą dłoń skierował ku złej istocie, po czym wystrzelił w jej stronę wiązkę niebieskiego światła. Stworzył on wokoło, dzięki niebieskiemu płomieniowi, wielką bańkę, która odgrodziła ich od świata zewnętrznego.

– Dobrze wiesz, że nie powinnaś się tu znajdować. Szczególnie ty. – po tym zdaniu usłyszeli mocne uderzenie.

– Słuchaj mnie uważnie, niezależnie od tego, co się teraz stanie musisz zapomnieć, nie powracaj tu, dopóki sam cię nie znajdę. Rozumiesz? – kiwnęła niepewnie głową. Jej oczy były zaszklone. Nie chciała go opuścić, zostawić. Za bardzo go kochała, to on ją wychował, to on był dla niej matką i ojcem jednocześnie, tylko jemu ufała.

– Oh, malutka nie płacz... – starł pierwszą łzę kciukiem wolnej dłoni. Mimo bólu przycisnął jej drobniutkie ciało do siebie i mocno przytulił.

– Musisz od teraz chronić siebie, tych, których pokochasz, tych, którym zaufasz... – wyszeptał jej do ucha, czując gorzką gulę w gardle, gdy dziewczynka zaplotła na jego karku swoje drobniutkie rączki. Z bólem serca lekko odsunął ją od siebie, wiedział, iż dłużej nie wytrzyma, a ona musi być w bezpiecznym miejscu.

– Pamiętaj, ufaj jasnej stronie księżyca i swojemu sercu... – powiedział jeszcze ciszej, po czym pocałował ją w czoło. W miejscu styku jego ust z jej skórą powstał mały znak świecącego księżyca.

– Kocham cie Hyorin. – te słowa były jego ostatnimi, kiedy ognista powłoka opadła, pozwalając niszczycielskim siłom pochłonąć jego sylwetkę. Ostatnim obrazem, jaki zapamiętała była jego spokojna twarz, następnie otoczenie wokół dziewczynki zaczęło się rozmazywać.

***

Na małym łóżeczku tuż pod oknem w świetle księżyca spała mała dziewczynka. W swoich malutkich rączkach kurczowo ściskała okrągłe okulary z kilkoma rysami. Po jej porcelanowej skórze spływały pojedyncze łzy uciekające z jej wspomnieniami. Hyorin zapomniała tak jak nakazał jej starzec z siwą brodą.


link do mojego opowiadania: klik

~HEALER

Komentarze